layout by wanilijowa

17.08.2014

Vielet | Rozdział 9

Quiero sentirte aqui a mi lado!
Y compartir el momento y la emocion.
Estar contigo es un regalo.
Es una fiesta, es una fiesta sin fin.

Hoy quiero llegar hasta el cielo.
Sentir con fuerza el latir del corazon.
Estar contigo es lo que quiero.
En una fiesta, en una fiesta sin fin.

Quiero que estes junto a mi!

  - Brawo! - wykrzyknął w euforii Beto. - Ten kawałek jest... eeee... Gdzie moja kanapka? Cudowna piosenka! Przypomnijcie tytuł... O! Zapomniałem, że już ją zjadłem... Aaa! No tak, pamiętam! - jąkał się nauczyciel, a Adelaide wydawała się być zdenerwowana jego zachowaniem. - Ćwiczcie dalej, a będzie dobrze. Koniec lekcji - rzucił zakłopotany i wymaszerował z klasy.
  Zeszłam ze sceny i już miałam ruszyć w kierunku wyjścia, gdy telefon w kieszeni mojej spódnicy zaczął wibrować. Wyjęłam go i spojrzałam na ekran.

Od: Nat 
O: 11:46
Jestem chora, możesz powiedzieć Pablo, że nie będzie mnie w szkole, przez najbliższy czas? xx Nat

  Szybko wystukałam odpowiedź.

Do: Nat
O: 11:47
OK, ale na bal musisz przyjść. xx Clari

  Schowałam pospiesznie telefon z powrotem do kieszeni i wyszłam z klasy. Wydawało mi się, że weekend minął za szybko. Mam dość chodzenia codziennie do szkoły i na każdym kroku widzenia tej durnowatej gęby Davida. Przynajmniej, już się do mnie nie odzywa. I dobrze. Mam go serdecznie dość. 
  - O! Cla-ryyy! - Słysząc to radosne wycie wiadomej osoby, przewróciłam oczami i już miałam odejść, gdy on mnie zatrzymał. - Ej, ale poczekaj chwilkę! Mam sprawę! - dodał Oskar, a ja odwróciłam się w jego stronę i z trudem spojrzałam mu prosto w oczy.
  - Co?! - warknęłam.
  - Co ty okresu dostałaś, czy co? - powiedział, a ja miałam ochotę go za to udusić. Czy on wstydu nie ma?! Nie rozumie, że czasem po prostu, jest lepiej, gdy się nie odzywa?!
  - Mów, czego chcesz i spadaj - rzuciłam chłodno.
  - Chodzi o Natalie - wyznał. Gdy to powiedziałem, zrobiłam się troszeczkę spokojniejsza. - Nie przyszła dziś do Studio. Martwię się, więc pomyślałem, że ty możesz wiedzieć, dlaczego.
  - Ty się martwisz? - prychnęła niezadowolona. - Weź już daj spokój! Będziesz tylko kolejną osobą, która ją zrani! Ty nic do niej nie czujesz!
  - Tak, martwię się! - krzyknął. Był bardzo zdenerwowany. - A skąd ty w ogóle możesz wiedzieć, co do niej czuję, co, mała?!
  - Nie nazywaj mnie 'mała' - powiedziałam przez zaciśnięte zęby. Kurcze, oni mogli by być fajną parą, ale ten palant nie ma taktu, zapewne zraniłby ją jednym czynem.
  - Bo?
  - Bo cię uduszę.
  - Grozisz mi? - uśmiechnął się zawadiacko, a ja zmrużyłam oczy, niczym żmija.
  - Może - odparłam, krzyżując ręce. - A wracając do twojego pytania... nie, nie wiem, czemu Nat nie przyszła dzisiaj. Sama się o nią martwię, bo nigdy nie omijała dnia w szkole - skłamałam. Wiedziałam, że Natalie jest chora, ale lepiej by było, gdyby nie wiedział wszystkiego. Zapewne ona nie chce go dzisiaj widzieć.
  - Ojej, uspokoiłaś się już - rzekł, a ja wywróciłam oczami.
  - Przystopuj troszkę, dobrze?!
  - Dobrze, już dobrze. Podaj mi jej adres - odparł.
  - Chyba cię pogięło. Albo coś brałeś - zaprzeczyłam, na co on parsknął śmiechem.
  - Mała, podasz mi ten adres, czy nie?! - powtórzył. Mam już go dosyć! Ciągle za mną łazi i mnie nęka! Skoro tak mu zależy na Natalie, to powinien wiedzieć!
  - Mówiłam, żebyś mnie tak nie nazywał - ucięłam. - I nie, nie podam ci!
  - Czemu?! - pisnął.
  - Bo nie! Eh. Nie mam pojęcia co ona w tobie widzi! - burknęłam. Po chwili jednak, zorientowałam się, co przed chwilą powiedziałam. Czasem zapominam ugryźć się w porę, w język. - To i tak nic nie zmienia! Nie podam ci adresu!
  - Dlaczego?! No, proszę cię! - zawył. - Pozdrowię ją od ciebie - dodał, myśląc, że to ma mnie przekonać.
  - A dasz mi spokój, kiedy powiem?! - warknęłam, a on skinął głową. - Ulica La Vedra 18 -  rzuciłam sucho i odeszłam zostawiając Oskara za sobą. W wejściu do sali tanecznej wyciągnęłam ponownie telefon i wysłałam kolejną wiadomość tekstową do Natalie.

Do: Nat
O: 11:54
Będziesz miała po lekcjach nalot debilostwa, więc uważaj. Clari xx



  - Co u ciebie Kelsey? - zapytałam patrząc na szatynkę i popijając spokojnie sok pomarańczowy. Tego dnia w Resto miała odbyć się impreza karaoke, więc, jak to przystoi na przygotowania do większych imprez, wszędzie panował totalny chaos.
  - Nie jest źle - westchnęła. - A jak u ciebie? Sprawy miłosne ruszyły? - dodała po chwili Kelsey patrząc na mnie z lekkim przygnębieniem, co zbiło mnie z tropu. Od pewnego czasu postrzegam Kels, jako osobę, która zawsze musi mieć najgorzej. Przez pewien czas myślałam, że to moja rola, ale się myliłam. Są ludzie, którym sie gorzej ode mnie powodzi.
  - Nope. Nie ma. Ja już nie wierzę w miłość - rzuciłam sucho, bawiąc się włosami. To jednak nieco przykre, ale prawdziwe. Miłość to dno.
  - Skąd ja to znam, Clary... - westchnęła dziewczyna.
  - Eddie? - zadałam pytanie, chociaż dobrze znałam odpowiedź. Santiago nic nie odpowiedziała, spuściła tylko wzrok na szklankę soku. - Nie musisz odpowiadać, jeśli nie chcesz. Znam ten ból... - szepnęłam.
  - On robi wszystko, żeby mnie nie spotkać - wytłumaczyła dziewczyna po chwili zastanowienia.
  - A ty chcesz go spotykać? - zapytała podnosząc znacząco brew.
  - Jesteśmy przyjaciółmi od dziecka. gdyby nie wiedział, że coś do niego czuję, byłoby świetnie - burknęła.
  - Nie wiem, co ci doradzić - szepnęłam bezradnie, przerywając tym samym niestosowną ciszę, która zapadła między nami na chwilę, po zakończeniu swojej wypowiedzi przez dziewczynę.
  Cassie uśmiechnęła się blado, a ja cmoknęłam.
  - Może nie gadajmy o tych, nieprzyjemnych tematach. Powiedz lepiej, jak ci idzie pisanie piosenki o... - w porę ugryzłam się w język. - Idziesz dzisiaj na karaoke? - zmieniłam temat. Miałyśmy nie mówić o Eddim. Niestety z miłością, jak i innymi rzeczami, bywa tak, że im bardziej chcesz zapomnieć, tym częściej przypominasz sobie o niej.
  - Będę, ale i tak nie zaśpiewam. A ty przyjdziesz?
  - Przyjdę, przyjdę... Ale powiedz Kels, dlaczego ty nigdy nie śpiewasz? Przecież Antonio zaproponował nam poprowadzenie imprezy. Chyba nie zrezygnujesz z takiej szansy? - zapytałam ściągając brwi. Kelsey ma piękny głos, ale prawie nigdy nie chce śpiewać. Trochę ją rozumiem, bo ja też nie jestem zawsze chętna do występów, ale ja chociaż próbuję. Powinna brać ze mnie przykład! Nie, nie powinna brać ze mnie przykładu. To by było straszne.
  - To długa historia. Ty zaśpiewasz na balu - szepnęła cichuteńko opierając podbródek o dłonie.
  - Bez ciebie nie - powiedziałam stanowczo.
  - Będę tam, ale nie zaśpiewam - uśmiechnęła się sztucznie. - Będę, jeśli ktoś mnie zaprosi... - dodała szeptem.
  - Na pewno zaprosi, a jeśli nie, to idź sama, albo z przyjaciółką. Ja idę sama. Co w tym złego? - przekonywałam Santiago. Właśnie idę sama. Samotnie.
  - Zobaczysz, ktoś cię zaprosi. A te bale, to nie dla mnie - odgarnęła kosmyk włosów za ucho.
  - Ej no, serio nie chcesz wykorzystać okazji, by się wyszaleć, wytańczyć... odreagować? - jęknęłam. Dostrzegłam, że Kelsey wywróciła oczami i uciekła wzrokiem gdzieś daleko. Zapewne i myślami, bo między nami znowu na chwilę zapadła ta piekielna cisza.
  - Wolę pooglądać TV, niż znosić, jak mnie unika - wróciła do tematu Eddiego.
  - Powiedz mu, jak się czujesz w związku z tym. Tak będzie najlepiej - poradziłam. Ha! Ja jej radzę? Doktor psycholog Clara Jackson, melduję się! To jakaś kpina! Sama nie umiem sobie poukładać życia, a przed innymi się mądrzę. Naprawdę, czasem mam siebie po dziurki. Tak, jak Oskar. On, jako jedyny, mówi mi wprost, co o mnie myśli. Nie, jednak nie jest jedyny, jest jak Adelaide. I się okazuje, że twój wróg, może być twoim największym przyjacielem, bo zawsze powie ci prosto w oczy, z zimną krwią, gorzką, nie rzadko smutną, prawdę.
  - Nie - odpowiedziała stanowczo. - On nadal coś ukrywa...
  - Nie domyślasz się "co"? - westchnęłam, a dziewczyna tylko pokręciła przecząco głową.



 Zapukałam delikatnie do drzwi, w kolorze jasnego drewna, prowadzących do pokoju Natalie. Mam nadzieję, że nie zastanę Oskara, wchodząc do niej.
  - Proszę - wychrypiała słabo moja przyjaciółka. Weszłam do pokoju, cichutko zamykając za sobą drzwi. Uśmiechnęłam się delikatnie w kierunku dziewczyny.
  - Czeeeeść, jak się czujesz? - zapytałam podchodząc do przylegającej bezsilnie do łóżka Nat.
  - Dobrze - uśmiechnęła się blado.
  - Na pewno? Nic ci nie potrzeba? Może zaparzyć ci herbaty? Poprawić pościel? Zmierzyć temperaturę? - dopytywałam. Zależy mi, by czuła się jak najlepiej, a to jest praktycznie niemożliwe.
  - Nie, nie trzeba. Ale dziękuję - zapewniła.
  - Był tu Oskar? - przegryzłam wargę i spojrzałam na Natalie, robiąc duże oczy.
  - Niestety tak - powiedziała cicho. Udawała smutną z tego powodu, ale wiem, że gdzieś tam głęboko, cieszy się.
  - Przepraszam, to moja wina. Zmusił mnie, bym podała mu adres! - zaczęłam się na ślepo tłumaczyć. Natalie zachichotała ochryple.
  - Ej, spokojnie. Przecież nic się nie stało - uspokoiła mnie, uśmiechając się szczerze. Zaczęłam błądzić wzrokiem po pokoju dziewczyny i rozmyślać, czy pytanie, która jakiś czas temu utknęło mi w głowie, jest stosowne w tej sytuacji. Zawahałam się, ale po chwili wyjąkałam:
  - Czy... czy ty... - moja broda zadrżała. - Coś do niego czujesz? - wyszeptałam. Natalie zamilkła, a na jej twarzy malowała się obojętność.
  - Mam mętlik w głowie. Nie mam pojęcia - odparła po chwili.
  - Rozumiem, ale pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć - rzekłam, rzucając w jej stronę spojrzenie pełne otuchy.
  - Wiem o tym bardzo dobrze. A jak ty się trzymasz? - zapytała z przejęciem. Westchnęłam. Ta głupia, ślepa, beznadziejna, bezsensowna miłość. Znowu.
  - Trochę tęsknię, ale nie przejmuj się. David to przeszłość, zapomnę i pozbieram się - zapewniłam. Chciałam się uśmiechnąć, ale wyszedł z tego niepewny grymas.
  - Nigdy nie przestanę się przejmować i dobrze o tym wiesz.
  - Tak, wiem... ale nie mówmy o tym - poprosiłam, świadoma, że po raz kolejny uciekam od problemu. - Będziesz na balu? - zapytałam, zmieniając temat.
  - Postaram się być - kąciki jej ust powędrowały ku górze.
  - To dobrze... - rzuciłam cicho. - A jak tam pisanie piosenek?
  - Idzie świetnie - parsknęła z ironią. Po chwili oby dwie wybuchłyśmy śmiechem. - A ty?
image  - No cóż, Ash chce mnie poznać, ale coś mu to słabo idzie - zachichotałam pod nosem. - A od Adelaide dostałam AUTOBIOGRAFIĘ - wytłumaczyłam podkreślając ostatnie słowo, zaśmiałam się serdecznie.
  - Mówisz serio? - zdziwiła się Nat.
  - Serio, serio - wyjęłam z torby plik różowych kartek zatytułowanych "Adelaide Caverra: Supernova" i podałam dziewczynie. Czasem bezpośredniość i sposób bycia Adelaide mnie po prostu rozwala!
  - Współczuję ci - rzekła Natalie przeglądając strony.
  - Przynajmniej nie muszę spędzać z nią tyle czasu, co Fleur - zaśmiałam się.
  - Racja - odparła szatynka. - Clary, zbieraj się. Dziś jest karaoke - dodała.
  - Nie mam ochoty. Będzie David i... Ash - wywróciłam oczami. - A po za tym bez ciebie nie będzie tak fajnie - dodałam.
  - Oj, ale będą przecież dziewczyny - przekonywała mnie Price.
  - Ale to nie to samo... - jęknęłam. - Po prostu, nie chcę iść - wyjaśniłam. Natalie wywróciła tylko oczami i powiedziała:
  - Nie pójdziesz ze względu na mnie?
  Zawahałam się, zanim odpowiedziałam.
  - To też, ale zrozum, że nie chcę spotykać ani Asha, ani Davida. Mam ich po dziurki.
  - Clary, skąd wiesz, że będzie, aż tak źle? Spróbuj chociaż.
  - A jeśli się zgodzę to dasz mi w końcu święty spokój? -westchnęłam ciężko. Dlaczego wszyscy dzisiaj nie dają mi spokoju? Natalie przytaknęła głową, z triumfalnym uśmiechem. - Dobra, ja się zmywam, cześć - rzuciłam obojętnie i zarzucając torbę na ramię ruszyłam w kierunku wyjścia.
  - Hej, Clari! - zatrzymała mnie Nat. Odwróciłam się od niechcenia. - Pozdrów ode mnie Oskara - parsknęła ochrypłym śmiechem. Wywróciłam oczami, po czym przysłałam dziewczynie buziaka i wyszłam.


  Tik-tak.
  Spoglądałam spode łba na bawiących się ludzi. Nie wiem, dlaczego po prostu nie skłamałam, że pójdę. Mogłam zostać w domu, nauczyć się choreografii na zajęcia z Greogorio, napisać piosenkę o Adelaide, poczytać "Gwiazd naszych wina"... Ale jednak poszłam na tą głupią imprezę karaoke. Weszłam, tylko po to, by po jakieś marnej godzinie wyjść, pod pretekstem bólu głowy. Byłam tak poirytowana, że nie udzielałam się w rozmowie, którą prowadziły Emily, Kelsey i Bella. Siedziałam tylko obok i przerzucałam słomkę z jednego boku na drugi.
  Tik-tak. Czas się dłuży nie ubłagalnie.
  Tak naprawdę, to przyszłam tu tylko dla Natalie. Obiecałam jej, że przyjdę i nie będę odizolowywać się od świata przez Davida. A propos, właśnie w tej chwili wszedł do baru ze swoimi kolegami. Gdy mnie zauważył, rzucił mi przepraszające spojrzenie, po czym ruszył w moją stronę. Serce podskoczyło mi do gardła. Wtedy nagle ktoś pokrzyżował mu plany. Obok mnie pojawił się Ash, który, z wielkim, szczurzym uśmiechem na ustach, podał mi mikrofon i powiedział:
  - Nie ma kto śpiewać. Wypadło na nas - zaśmiał się serdecznie, a ja zrobiłam wielkie oczy. Kątem oka zauważyłam, że Coleman zniknął. Zapewne wrócił do swoich kumpli.
  - Pogrzało cię?! - krzyknęłam, ale mój wrzask i tak był zagłuszony przez muzykę. - Nie będę śpiewać - rzuciłam obrażona i założyłam ręce na pierś.
  - Zupełnie, jak dziecko - przedrzeźniał ton mojego głosu. - Będziesz śpiewać i koniec, kropka - zarządził Tennant.
  - Już w sobotę kazałeś mi śpiewać, wystarczy - jęknęłam. Ash złapał mnie za nadgarstek i, mimo moich jawnych protestów, wtargał mnie pod scenę. - Chcesz mnie zmusić? - oburzyłam się.
  - Nie, tylko cię zachęcam - uśmiechnął się niewinnie i podał mi mikrofon, którym wcześniej w niego cisnęłam. - No weź! Nie bądź ciągle taką królową śniegu! Zawsze jesteś naburmuszona, nigdy się nie bawisz! Wyluzuj, jesteś strasznie spięta! - przekonywał mnie. Chyba wreszcie sięgnął po prawidłowe argumenty. Dlaczego zawsze zachowuję się jak wredna jędza? Coś mi się wydaje, że mam za duże ego.
  - No, dobra - zgodziłam się po chwili. Ashallyn uśmiechnął się szeroko i łapiąc mnie za rękę, zaprowadził na scenę. Gdy stanęliśmy na środku podestu, zauważyłam, że David patrzy na nas z rozdziawionymi ustami. Starałam się nie patrzeć na niego i skupić się na piosence. Po chwili z głośników zaczęła lecieć znajoma nuta, to Tienes todo.

Puede ser una ilusión
o tal vez tu corazón
te hable a cada instante.

  Zaśpiewał Ash patrząc na mnie znacząco. Pod wpływem jego przenikliwego spojrzenia odwróciłam się do niego plecami i zarumieniłam. 

Nada pasa porque sí,
me da miedo hablar de mí

lo sabes, a cada instante


  Wtedy odwróciłam się w jego stronę i uśmiechnęłam delikatnie. Mam cały czas wrażenie, że nie dam rady, tak szybko zapomnieć o nim. Zawrócił mi nieźle w głowie. No bo, czy myślałabym cały czas o chłopaku, który jest dla mnie tylko kolegą? Wszystko zmieniło się od czasu tego tańca.

Me verás, suelo caminar
pensando en cada paso
si voy a fallar.

Te veré, en cada ocasión
porque puedo ver
tu historia en mi canción.


  Śpiewając z Ashem czułam się niesamowicie. Nigdy nie wierzyłam, że to powiem, ale czułam motylki w brzuchu. Czy to miłość? Jak można zakochać się w kimkolwiek w niecały miesiąc? To niemożliwe. Hm, moje motto to wszystko jest możliwe, więc nie powinnam tak mówić. 

Para todo, para nada,
por si aciertas, por si fallas,
tienes todo lo que hay que tener
para ser quien quieras.

Contra todo, contra nada,
cuando sobra, cuando falta,
tienes todo lo que hay que tener
para ser quien quieras en verdad.


  Wtedy piosenka się skończyła. A ja wybiegłam z baru...

  [Masz Wera, swoją przeklętą Ashissę. Ale nieudaną :P Ten rozdział dedykuję +Cauvigilia Comello, która wróciła dzisiaj z podróży. Moja siostrzyczka. :3 Wiem, wiem, love too much. I'm sorry. Poprawię się. Przypominam o naborze, przysyłać zgłoszenia możecie do godziny 23:00 dnia dzisiejszego. Dziękuję za uwagę. - Vielet]

SERDECZNIE ZAPRASZAMY DO SKOMENTOWANIA.

4 komentarze:

  1. Zuzuka (tak, tak Cię teraz będę nazywać ;D) ja to hardkorem w pisaniu długich komentarzy, to nie jestem, więc... ale coś może tam wyskrobię.

    nasz kochany Roberto! i to na pierwszy ogień! następnie rozmowa z Oskarem. *o*
    twórczyni Montrosea nie ma pohamowań. nie, nie ma.
    jak zwykle, próbowałam się nie poryczeć przy wątku, gdzie była rozmowa między Clary & Kelsey.

    przeklęta. pfff... Ty będziesz przeklęta, jeśli prędko jej nie zesfatacie. :P
    Tienes Todo. kocham. i już myślałam, że będzie buzi, buzi, a ta ucieka z baru...
    no, nie. mam nadzieję, że Sara napisze kontynnuację Twojego rozdziału, i Ash za nią pobiegnie...

    i to tyle. bo, cóż więcej powiedzieć, mogę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *facepalm* Dzięki Ci za piękne przezwisko. :D

      ;) Haha, Oskarek the best ^^
      Nie, nie ;*

      :D Nie przesadzaj Ashissanator :D Ja jestem Otalie Lover <3 Ładniej to brzmi niż Ashissanantor :P
      Ooooh, ja też kocham tą piosenkę. ;* Haha! Zuoooo!
      Nie pobiegnie *zło*

      Nie wiem :D Dzięki! xD

      Usuń
  2. AAAAAYYAYAAYAYAYAYAAAAAAAYYYYEEEE!!!!!!
    ŁAPAJ! Mówcie, co chcecie, ale u mnie zawsze będzie pierwsza wersja Ashissy! O!
    http://replygif.net/i/531.gif

    Błędów nie wyłapuje, bo zaczytałam się w bezcennej, genialnej, świetnej treści, którą przekazujesz z każdym rozdziałem. Wiem, że ględzę, ale naprawdę. Cały czas czekam na Twoje "dawki" powera.
    No i cały czas pozostaje mi tylko marudzić, że takie krótkie, ale jak to mówią: lepiej coś, niż nic... A niech się z tym pierniczą!
    Foch za to, że nie było Podemos'a, oraz za to, że Clary zwiała z baru, zostawiając Stefana samego.
    KOCHAM BARDZO, BARDZO MOCNO! ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :D Haha, co za radość.

      ;_; Nie przesadzaj, bo się zarumienię! Ohh, czuję się zaszczycona. ^^
      Krótkie... Krótkie. Krótkie? Krótkie?! KRÓTKIE?!?!??! Namęczyłam się nad rozdziałem całą godzinę! xD Haha ooo...
      BO JEST TIENES TODO! Podemos is coming. ;* Asha*... a dobra :D
      <3 Dzięki siostra!

      Usuń