layout by wanilijowa

13.08.2014

Vicki | Rozdział 5

Od rozpoczęcia roku szkolnego w Stud!u minęły już dobre dwa miesiące, a ja nadal nie mogę uwierzyć, że robię to dla mamy. Nadal jej nie powiedziałam, że nie interesuję się muzyką, i jest mi wstyd. Nie umiem powiedzieć prawdy własnej matce, ale z drugiej strony, nie chcę jej zranić. Już miała wiele problemów w swoim jakże krótkim życiu i wiele smutków. Czy jestem na tyle okrutna, żeby dokładać jej jeszcze jakąś głupią, nieważną błahostką? Czasami sama siebie nie rozumiem. Nie rozumiem mojego życia i jego sensu. Nie rozumiem po co wszystko robię, skoro to na nic. Żyj, dopóki Bóg daje ci takie pozwolenie. Mój ojciec był bardzo wierzący i na każdym kroku mówił o Jezusie, Bogu i o religii, jednak jego słowa nadal do mnie nie dotarły. Nie wiem, co oznaczają. Może to, że powinnam korzystać z życia? A może to, że powinnam uważać na siebie i innych, bo w przeciwnym razie ten ktoś na górze ukaże mnie najgorszą karą, jaka istnieje? Tyle pytań, a brak jakichkolwiek odpowiedzi. Od pewnego czasu mam wrażenie, że robię coś, czego nie chcę. Coś, czego wkrótce będę żałowała. Nie wiem, czemu tak uważam. Nie wiem, o czego będę żałowała i nie wiem, dlaczego.
- Otworzysz wreszcie te drzwi? Nie mam ręki, bo w jednej trzymam Tofika, a w drugiej zadanie domowe.
Głos mojej młodszej siostry Evy był donośny, jednak jednocześnie wiedziałam, że nie jest wściekła. Dziewczynka miała siedem lat, i nigdzie nie ruszała się bez swojej maskotki, dokładniej misia, którego nazwała Tofikiem. Ale to drugie zdanie... Dokładnie go nie zrozumiałam. Ona jest w pierwszej klasie podstawówki. Już jej zadają prace domowe?
- Już, już - wywlokłam się z niechęcią z łóżka, po czym jednym ruchem otworzyłam drzwi. Moja siostra nic nie trzymała w dłoniach. - Oszukałaś mnie...
Udałam obrażoną, ale po sekundzie obie wybuchłyśmy śmiechem. Między nami była duża różnica wieku, jednak według mnie dogadywałyśmy się nieźle.
- No bo mi się nudzi - szepnęła.
- W takim razie pomóż mi napisać tą cholerną piosenkę - zaklęłam pod nosem.
Nie chciałam iść z tym do Collinsa, nie chciałam pisać piosenki w jego obecności, to by mnie za bardzo rozproszyło.
- Chwila, to nie ja tu chodzę do tej wybitnej, prestiżowej, muzycznej szkoły - zachichotała widząc moje niezadowolenie.
- A umiesz pisać litery? - spytałam, a ta kiwnęła głową. - Wystarczy.
- Nie wystarczy, już więcej ja wiem o tym całym pisaniu, niż ty - pokiwała głową nie dowierzając. - Trzeba mieć jakiś pomysł, wizję czy coś w tym stylu.
- No wybacz, ale nigdy nie pisałam tej durnej piosenki - wzruszyłam ramionami. - Skoro jesteś taka mądra to weź napisz o chłopaku, którego nie znasz.
- Znasz go.
- Nie.
- Znasz.
- Nie.
- Tak.
- Nie.
- TAK! - wrzasnęła, a ja się na nią zdenerwowałam, więc wstałam z łóżka, a po chwili odpowiedziałam:
- Skoro nie umiesz mi pomóc, to idź.
- Dobra, dobra - uspokoiła się. - Pomogę. Ale nie wiem o co chodzi.
- Mam napisać piosenkę o zachowaniu, zainteresowaniach... Pewnej osoby. Pomożesz czy nie?
- O tym całym Davidzie... Nie! On się nazywał Drake, tak? - zapytała, a ja kiwnęłam głową.
- Tak - odpowiedziałam cicho nie chcąc zaczynać kolejnej kłótni z powodu pomyłki imienia, zwłaszcza, kiedy ona nawet nie pamięta imion koleżanek ze swojej szkoły.
- Będzie trudno, w końcu go nie znam. Na oczy go nie widziałam. Poza tym, powinnaś zacząć sama, w końcu to twoje zadanie.
- Ale tobie się nudzi - zmieniłam temat biorąc kosmyk włosów za ucho.
- Racja.
Jeszcze chyba z jakieś piętnaście minut się kłóciłyśmy, jednak gdy za pomoc zaoferowałam jej pięć cukierków o smaku malinowym, zgodziła się. Sądziłam, że skoro ona jest młodsza, ma również świeższy umysł, ale przeliczyłam się. W pół godziny napisała coś o kredkach, i że fajnie jest je trzymać w dłoni, i rysować kolorową tęczę, więc tym razem dałam jej słodycze, żeby tylko wyszła z mojego pokoju. Zadowolona swoją pracą opuściła pomieszczenie. Położyłam się na łóżku na plecach. Nie sądziłam, że pisanie piosenek może być takie trudne. Nie wiedziałam, od czego zacząć pisanie, więc napisałam kilka punktów, co sądzę, o chłopaku.
Na kartce było napisane:
1. Nie mogę wyrzucić go z mózgu,
2. Zabrał moje serce,
3. Jest wspaniały.
Nadal nie byłam pewna, czy trzy, nic nieznaczące zdania dadzą radę stworzyć piosenkę, ale nic nie myśląc, wzięłam do ręki kolejną kartkę wyrwaną z zeszytu od matematyki. Moje pisanie piosenki wyglądały tak: pisałam, wykreślałam, zmazywałam, wyrzucałam. Aż w końcu, po kilku godzinach, wyszło coś niezłego. Była to moja pierwsza piosenka, z której byłam bardzo dumna, jednak nie byłam pewna, czy o to nauczycielowi chodziło. Raczej nie, ale zawsze coś.
- Spadam głębiej, nie mogę zostać uratowana. Nie ma wyjścia z twoich ruchomych piasków. Opadam na kolana. Nie mogę uciec. Nie ma wyjścia. Nie ma wyjścia, z twoich ruchomych piasków. Ale mogę oddychać głęboko, wziąć twoją miłość, przykryć się nią. Pociągnij mnie w dół, pociągnij mnie w dół...
Słowa były oparte na metaforze, o której ostatnio na zajęciach bardzo często opowiadał nam profesor Beto. Mówił, że to jeden z najlepszych sposobów, żeby ukryć swoje uczucia, a jednocześnie je pokazać. Opowiadał, że po napisaniu takiej piosenki zdobył serce pewnej dziewczyny, która po pewnym czasie go rzuciła, ale mówił, że to nie było ważne. Miałam nadzieję, że chociaż Galindo spodoba się to coś, co wybazgrałam. Bardzo się starałam, i choć nikt mi nie pomagał, myślę, że nie jest to najgorsze. Uśmiechnięta spojrzałam na godzinę. Było już po dwudziestej trzeciej. No tak, w końcu pisanie zaczęłam po osiemnastej. Położyłam się spać nie zdając sobie sprawy, że następnego dnia czeka mnie wiele niespodzianek...

Wstałam zadowolona. Sukienkę na bal już miałam, piosenkę napisaną również. Byłam zadowolona i nie mogłam się doczekać balu. Byłam szczęśliwa, chyba pierwszy raz w życiu.
- Lily, wstawaj! I jak już wstaniesz, sprawdź skrzynkę pocztową! - głos mamy obudził mnie z zamyśleń. Musiała wrócić późno w nocy, bo jak kładłam się spać, jej jeszcze nie było. Westchnęłam głośno, po czym wykonałam poranne czynności i założyłam krótkie, jeansowe spodenki i t-shirt z jakimś niecenzuralnym napisem. Spojrzałam w lustro. Podobałam się sobie, chyba pierwszy raz. Jeszcze tylko trzynaście dni, pomyślałam o zabranej przez mamę piłce i wyszłam z pokoju. Kobieta spojrzała na mnie zdziwiona. Chyba była zdezorientowana, bo nigdy nie widziała mnie w takim humorze.
- Już idę sprawdzić listy - odpowiedziałam szybko i wyszłam z domu. W skrzynce były dwa listy. Jeden do mnie, drugi do mamy. Postanowiłam otworzyć swój, ale jednak jak się po chwili okazało, pomyliłam się, i otworzyłam ten dla mojej rodzicielki. Pozwoliłam sobie przeczytać, w końcu nie mogła nic przede mną ukrywać.
Szanowna Teodoro Rose!
Ja w imieniu całego szpitala im. Krzysztofa Kolumba jestem zmuszony poinformować panią o nagłym pogorszeniu pani wyników zdrowotnych. Jeżeli nie pojawi się pani jutro w naszym ośrodku, będzie pani musiała się pożegnać ze swoją rodziną. Wyniki są bardzo, bardzo złe. Będzie pani musiała zatrzymać się u nas na dwa miesiące, minimum. Proszę poinformować dzieci i przyjechać jak najszybciej.
Jacob Switf, ordynator.
Myślałam, że zaraz zemdleję. Przetarłam oczy z nadzieją, że to tylko jakieś zwidy, ale to, co przeczytałam, było najszczerszą prawdą. Weszłam do domu. Mama przygotowywała śniadanie i zerkając na mnie kątem oka, spytała:
- I co, były jakieś listy? Kochanie, co się stało?
Jeden do Ciebie, drugi dla mnie. Twój był otwarty - skłamałam podając jej list, i szybko wbiegłam do swojego pokoju pogrążając się w płaczu. Najpierw tata, później mama. Może jeszcze siostrę mi odbierzesz, Ty, na górze, co? Wzięłam chusteczkę higieniczną i przetarłam oczy. Wierzyłam, że wszystko będzie dobrze. Wzięłam do ręki list do mnie. Wcześniej nawet nie zauważyłam, że koperta była cała czerwona, a na środku widniało różowe serduszko. Otworzyłam.
Bridgit-Mendler-bridgit-mendler-35810204-245-138.gifCześć,
w mojej jakże dziwnej rodzinie panuje tradycja zapraszania dziewczyn na bale i takie tam poprzez listy, bo uznajemy (czyt. moja rodzina uznaje, nie ja), że poprosić na żywo jest głupio. Także chciałbym zaprosić Cię na bal, który odbędzie się wiesz kiedy i wiesz gdzie. Przyjdę do ciebie pod twój dom i pamiętaj, ubierz się jakoś ładnie, bo mój tata chyba będzie miał ochotę zrobić pamiątkowe "super" zdjęcie.
Drake Collins 

SERDECZNIE ZAPRASZAMY DO SKOMENTOWANIA.

3 komentarze:

  1. Cześć! ♥
    Jestem pierwsza, jestem pierwsza? Mam nadzieję, ale w sumie, jakby się zastanowić, nie robi mi to wielkiej różnicy. Ważne, że mogę skomentować ten niesamowity rozdział. Zaczynając od samiutkiego początku, widać, że Lily tęskni za swoim tatą. Z pewnością był jedną z najważniejszych (jeśli nie najważniejszą) osób w jej życiu. Dalej, rozmowa z Evą. Uwielbiam tą dziewczynkę! Jest przekomiczna, naprawdę. Piosenka, którą napisała Emily, bardzo mi się spodobała. Czyżby to kolejna piosenka Bridgit Mendler? Jeej! Drake zaprosił Emily na bal! Ten list mnie strasznie rozśmieszył, haha. :D No i ten list do Teddy... Boże. Ciekawe co będzie dalej... Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością.
    Karola. ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Usunął mi się mój mega-długi komentarz. ;_; Idę się zrzucić z mostu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć! ♥ ( Będę się dzisiaj witać jak Karolina, a co! ;D )
      Mam niebanalny patent na czytanie Twoich rozdziałów w 100% ze zrozumieniem! Będę je czytać o 2 w nocy na telefonie, tak jak ten. ;D Ale przechodząc do rozdziału...
      1. Ojej, jest mi tak przykro. Wiem, jak to jest stracić kogoś bliskiego, więc rozumiem Emily, która tęskni za ojcem. Niełatwa jest długa rozłąka braterskich dusz. Karolina to dobrze ujęła: "Z pewnością był jedną z najważniejszych (jeśli nie najważniejszą) osób w jej życiu".
      2. Mama Emily chora! To straszna wiadomość! A Emily chodzi do Studia21 tylko dla niej. Nie powie przecież całej prawdy mamie, która jest poważnie chora! Nie chciałabym być w skórze Lily... ;(
      3. Ah, Eva, Eva, Eva! Ta dziewczynka rozwala system! Ona sprawia, że się uśmiecham. Życzę sobie więcej momentów z tą rozkoszną dziewczynką! I czyżby świeżo upieczona uczennica pouczała starszą siostrę, jak żyć? No, no. Mądre to stworzenie, jak na swój wiek.
      4. Awww, ta piosenka... "Quicksand"! Pamiętam dobrze, gdy na GG z Kathy próbowałyśmy to przetłumaczyć i ja, ni z gruszki, ni z pietruszki, walnęłam "Szybka wiadomość!". xD Upokorzenie stulecia.
      5. Robimy "oooo"! Drake zaprosił Lily przez list! To takie słodkie! Ale chłopak taktu nie ma. "(...) ubierz się jakoś ładnie (...)" - moja reakcja: facepalm! Ale i tak będzie słodko. <3
      No to chwila... Drakily idzie razem na bal, Otalie... Pewnie jeszcze Chris zaprosi Bellę, a Eddie Kelsey (chociaż, tam z Kathy to nigdy nie wiadomo, co wymyśli). Ale nie liczcie na sielankę jeśli chodzi o Ashissę. ;_; Nie wierzę w miłość. Ale nie rozgaduję się o sobie. xD
      Podsumowując... rozdział bardzo mi się podobał ale wywołał we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony, rozdział jest przygnębiający, ponieważ:
      - Emily nie może napisać piosenki (Nie wiem, czy mam traktować "Quicksand" jako piosenkę dla Pabla).
      - Mama Emily jest chora.
      - Lily tęskni za ojcem.
      - Boi się powiedzieć mamie, że nie chce chodzić do szkoły muzycznej.
      A z drugiej strony rozdział jest wesoły, ponieważ:
      - Eva rozwala system ;)
      - Drake zaprosił Emily na bal. <3
      Nie wiem co myśleć, ale wiem, że rozdział mi się podobał i czekam na więcej. ;*
      Pozdrawiam i weny! ;3
      Vielet ♥
      Ps: Komentarz za pierwszym razem wyszedł dłuższy, ale musiałam go pisać jeszcze raz. Usunął mi się ;_;

      Usuń