layout by wanilijowa

8.10.2014

nefii | Rozdział 1

- In my memory... - wyjękuję słowa zamiast czysto uwolnić głos. A keyoboard wydaje z siebie dźwięki jakby na ceremonię śmierci. Jest coś takiego jak ceremonia
śmierci? Może po prostu mam krzywe palce? W sumie ten od lewej wygląda jakoś dziwnie... Patrzę jednak pod złym kątem. Ale co z tego?! Słyszałam że nauczyciele są tu surowi. A tym bardziej jeden. Pan Grzegorz? G... Gienek? Nie pamiętam, lecz tak słyszałam a mój mózg wie kiedy coś jest prawdą a kiedy obrzydliwą plotką. Albo nie. Ale to jeden kij. I wciąż myślę ze słowem "ale". Dużo tego. A poza tym Grzegorz i Gienek to nie to samo? Dziwne to wszystko. Poza tym oczoje#ne to Stud!o. Połyskuje takim różem, czerwonym, niebieskim. Tyle kolorów nie widziałam odkąd kolega mi wstrzyknął takie dziwne coś. Nie lubię igieł. Śmieszne jest to że gdy się boję nic nie czuję, a jak odwrotnie to boli mnie cholernie. Au... Pamiętam jak pobierali mi krew. Prawie zemdlałam. Ale najpierw o mało co nie zwymiotowałam na tego gostka, haha. Biedak. W sumie należało mu się, miał taką posępną minę... Chociażby się rozweselił! Eh. Ja to mam głupie myślenie. Od wymiociń miałby być Happy? Ha! Dobra jestem. Tak samo jak moja moms. Ostatnio stwierdziła że gdy ma okres to jest taka szczęśliwa. Ale jak coś się z nas wylewa, a jest to krew, to jak można być szczęśliwym? Poza tym to takie śluzowate i takie tam. Ha! Śmieszne imię Pedro. Słyszałam je kiedyś w kościele. Pedro... Dobre. Dam tak mojemu synowi. Niech się wstydzi. Powiem mu wtedy że jest "orydżinal" i ma być z tego dumny. Co ja miałam... A tak! - In my memory...! - nagle drzwi się otworzyły i do pomieszczenia ktoś wszedł. No jaaaa, ludzie! Jak tak można? Ten ktoś to pan ktoś. Miał kręcone włosy i okulary, a koszulka pod marynarką była równie neonowa co cała tapeta w tym budynku. - Dzień dobry. – przywitałam się spokojnie. Delikatnie się uśmiechnęłam by mnie chociaż odebrał przyjaźnie. Odwzajemnił to jedząc czarną chleb z sałatą.
- Mmm! Nie kojarzę cię. Jesteś nową uczennicą? Miło mi, Beto! - podał rękę którą śmiało uścisnęłam, lecz po chwili poczułam że jego dłoń jest śliska.
- Ooo... Tu jest moje masło. - był zdeka obrzydliwy. Ale chociaż wesoły i niewstydliwy.
- Nie, nie... Znaczy tak! Mi również miło. Nie mogłam wcześniej dojść bo miałam problemy z lotem. - dałam mu do zrozumienia że nie
jestem stąd. - Jestem Włoszką. - ułamek sekundy potem kolejna osoba wpadła do środka. - Dobra ja idę. - westchnęłam i wychodząc uderzyłam niechcący barkiem jakąś dziewczynę. Warknęła tylko niemiło "Uważaj!". Odpowiedziałam przepraszając, ale tak cicho że tylko ja to mogłam usłyszeć.
      Resto Bar? Mhm, może być miło. Zamówiłam sok z porzeczek i usiadłam koło blatu bawiąc się rureczką do picia. Czułam na sobie kogoś wzrok ale nie zareagowałam na to dziwne uczucie. Zajmowałam się nadal swoimi myślami. Spojrzałam na wyświetlacz komórki i nie było nadal żadnego telefonu od babci. Mam się martwić? Trochę długo się nie odzywa. Wcześniej męczyła mnie ciągłymi telefonami, ale z drugiej strony wiedziałam wtedy że wszystko z nią w porządku.
- Dzięki. – odparłam do barmana. Gdy nie odszedł i jego wzrok coraz dłużej pozostawał we mnie, czułam się niezręcznie. – Coś się stało?
- Ja powinienem o to zapytać. Chyba się znamy, zapomniałabyś? – zachichotał brunet z bujną grzywą. Zmarszczyłam zniecierpliwiona brwi. – Nie rób takiej miny…! To ja! Joseph! – złapał mnie za dłoń widocznie uszczęśliwiony. Odruchowo wylałam na niego całą zawartość szklanki. – Za co?!
- Psychol. – rzuciłam zgryźliwie przypominając sobie przeszłość.
      Brrrrr…. Już mogę zaliczyć to miasto, od razu kraj! Za ciulowy. Że też On musiał się tu znaleźć! No błagam… Przecież On powinien trafić do jakiegoś ośrodka. Pamiętam jak mnie chamsko podtapiał na basenie, podstawiał haki i rzucił raz mi w twarz piłką lekarską! Tóż to chory człowiek! I niech ktoś mi teraz powie „pewnie się w tobie zakochał”. Nosz kurde! Zabiję własnymi rękoma! Tak. Przypieprzył ci piłką. Podtapiał, o mało co nie zabił. Na pewno mnie kocha do zabójstwa! Kierowałam się spokojnym tempem do domu. Nie mam pojęcia co robić. Jak sobie tu poradzę. Co zrobię bez nich? Bez ojca przeżyję, ale moja mama? Tęskni? A może się cieszy? W końcu ma spokój, nie musi mnie żywić. Ma kogoś już? Jak jej się wiedzie? Po co mi tyle pytań w głowie? Nie lepiej do niej zadzwonić?
Na ostatnią myśl wyciągnęłam telefon i odblokowałam delikatnie ekran dotykiem. Miałam już wybierać „kontakty” lecz przez nieuwagę jakiegoś osła, komórka wylądowała na ścieżce, zupełnie rozbita. Zmiażdżyłam go wzrokiem i miałam już zaraz wybuchnąć, i zacząć swój jakże długi monolog o tym że są też inni na tej drodze ale…

[Haha, hej. To mój pierwszy rozdział. Ale się nie martwcie. Początki zawsze mam słabe. Potem dopiero się rozwinę i będą ciekawsze sprawy. :> Bynajmniej się postaram! :D ]

1 komentarz: