- Oj, przestań. Ja przecież jestem do rany przyłóż... - Wyjąkałem.
- Tja. Gangrena murowana.
- No wiesz... - Powiedziałem, a Ash nadal chichotając, zapytał:
- No co?
- Nic - Odpowiedziałem, ale jego dobry humor zaczął mi się udzielać. - Kim jest ta laska, z którą przyszedłeś do szkoły?
- Rita? Eh, szkoda na nią słów! - Pokręcił przecząco głową i wypuścił zebrane powietrze, jednocześnie. Podniosłem brwi pytająco. - Jest dość...
- Nie musisz kończyć - Zachichotałem. - A co z Clarissą?
Chłopak jak na zawołanie przewrócił oczami.
- A niby, co ma być?
- No... - Ciągnąłem, nie wiedząc do końca, co mam powiedzieć.
- Czemu zawsze nasze rozmowy muszą się kręcić wokół bab?
- Nie mam zielonego pojęcia - Odparłem.
Ash miał rację. Przecież nie możemy cały czas o nich rozmawiać! To wygląda tak, jakby dziewczyny były naszym powodem do życia!
- Miło cię spotkać - Zacząłem. Szatynka słysząc mój głos jakby się ożywiła. - Zdrową i niezasmarkaną. Dziewczyna parsknęła śmiechem i przechyliła głowę na bok. - A tak na serio to... jak się czujesz?
- Śmiało mogę powiedzieć, że czuje się o wiele lepiej niż wczoraj - Powiedziała i uśmiechnęła się.
- Cieszę się. A jak tam ci idzie pisanie piosenki?
- Jeszcze nic nie mam - Wyznała dziwnym głosem. - A... ty?
Najwidoczniej była ciekawa. Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Trzy czwarte mam skończone, dziś jeszcze przysiądę i będzie okej - Wyszczerzyłem się do niej.
Dziewczyna kiwnęła głową i przygryzła dolną wargę. Przez chwilę wpatrywaliśmy sobie w oczy.
- Mam lekcję, muszę już iść - Powiedziała budząc się. Potrząsnęła nerwowo głową i wykonała gwałtowny obrót.
Ukradkiem oka, zauważyłem Clarissę, która piorunuje
- Musimy ocieplać relacje - Powiedziałem.
- A to ponieważ? - Zapytała.
- Ponieważ jestem przyszłym chłopakiem twojej przyjaciółki - Rzekłem żartobliwie, a moje kąciki ust wędrowały ku górze, widząc twarz dziewczyny. Kompletnie nie wierzyła w moje słowa.
- Coś mi się nie wydaje - Odparła pewnym głosem. - Jesteś zbyt pewny siebie.
- Myślisz, że kiedyś mnie to zgubi? - Odpowiedziałem obniżonym tonem i podszedłem do niej. Złapałem w dłonie kosmyk jej włosów i zacząłem obracać w palcach. Dziewczyna lekko się speszyła.
- Tak, właśnie tak uważam - Zacisnęła pięści i wysyczała: - Natalie niedługo zauważy, że jesteś zwykłym kretynem i tyle.
Odsunęła się gwałtownie i odeszła zdenerwowana. Uśmiechnąłem się pod nosem, ja wręcz uwielbiałem to robić.
Wszystkie sposoby, na które chcę Cię poznać.
Wszystkie ograniczenia, które zrozumiałem.
Musiałem nauczyć się dusić je w sobie.
Żeby tylko się nie rozsypać.
Ale ja i tak będę walczył.
Przy każdym podmuchu wiatru.
Widzę to w Tobie.
Zimną nocą, nie będziemy walczyć uczciwie.
Nie będzie takiej chwili, gdy odwrócę się i odejdę.
Zapisywałem słowa piosenki w małym brulionie. Napisanie tekstu było dość łatwe. Wyrazy same przychodziły mi do głowy.
Możesz spalić mnie w ogniu, utopić w deszcze -
Wszystkie ograniczenia, które zrozumiałem.
Musiałem nauczyć się dusić je w sobie.
Żeby tylko się nie rozsypać.
Ale ja i tak będę walczył.
Przy każdym podmuchu wiatru.
Widzę to w Tobie.
Zimną nocą, nie będziemy walczyć uczciwie.
Nie będzie takiej chwili, gdy odwrócę się i odejdę.
Zapisywałem słowa piosenki w małym brulionie. Napisanie tekstu było dość łatwe. Wyrazy same przychodziły mi do głowy.
Możesz spalić mnie w ogniu, utopić w deszcze -
I tak będę się budzić krzycząc Twoje imię
Cokolwiek się stanie
Cokolwiek się stanie
- Więc... - Wzdrygnąłem się na głos mojego brata. Szybko zatrzasnąłem zeszyt.
- Więc co?
Zmrużyłem oczy. Towarzystwo mojego młodszego, wszystkowiedzącego brata nie przynosiło mi wiele radości. Choć to i tak było o wiele razy lepsze niż mieszkanie z nad ojcem i nad opiekuńczą matką. Ale to wszystko dzięki niemu, boje o zamieszkaniu wraz z bratem, trwały dość krótko.
- No wiesz... - Sam położył dłonie na brzegu kanapy i uśmiechnął się zadziornie pod nosem. - Ty i ona. Nie powiesz mi, że wy nie... No weź. Tak, między mężczyznami.
- Nie twój interes - odparłem chłodno. Szczerze? Wolałbym siedzieć tutaj ze szkolną divą niż z nim. Chłopak przysunął się, uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- Stary. Mi możesz powiedzieć - Nie dawał za wygraną. Uniosłem oczy ku sufitowi i wypuściłem zebrane powietrze. - Oj, wyrzuć z siebie swoje rozterki.
Spojrzałem na niego z politowaniem.
- Jeśli zechciałbym wyrzucać swoje gorzkie żale, byłbyś ostatnią osobą na ziemi, do której zwróciłbym się o pomoc - Parsknąwszy, założyłem ręce na kolanach.
- Oj, no nie bądź taki. Przecież to widać - Powiedział, chcąc dalej mnie przekonać.
- Jesteś tak samo uparty, jak ojciec - Odparłem.
- Może - Zaśmiał się.
- Widziałem wszystko, nie widząc tak naprawdę niczego.
- Spokojnie, bracie. Tak już mają zakochani. Byłeś zbyt wpatrzony w panienkę, by dostrzec inne rzeczy - Rzekł najwyraźniej zadowolony z siebie.
- Nie jestem zakochany. Po prostu mi się podoba i tyle. - Zaprzeczyłem i skłamałem, gotowy zdzielić go po głowie. A co mu było do tego. Pokręcił z politowaniem głową i stłumił w sobie śmiech.
- Jesteś. I to stanie się twoją zgubą.
- Wkurzasz mnie, wiesz? - Powiedziałem.
- Nie bardziej niż ty mnie, a jednak jesteśmy braćmi.
- Mówisz, jakbyśmy mieli wybór.
- Oskar - Sam wybuchnął śmiechem, odkrywając swoją prawdziwą naturę. Zdjął maskę, pod którą ukrywał się zwykły niewyżyty nastolatek. Pełen trosk, radości i młodzieńczych zapędów. - Zaczynam cię lubić, jako brata. Może powinniśmy założyć kapelę we czwórkę. Widzisz to?
- Czwórkę? - Zapytałem, podnosząc jedną brew.
- Ja, ty, i nasze dziewczyny. Hę? Co ty na to? Złota czwórka. Gwiazdy. Flesze. Popularność. Brak jakichkolwiek zmartwień.
Mimowolnie się uśmiechnąłem. Jedynym jego plusem było to, że umiał rozbawić swoim zachowaniem.
- Pięknie marzysz dziecko, ale to będzie twoją zgubą. I nim się obejrzysz, w twoich plecach będzie już tkwił nóż, bądź inne cholerstwo.
- To była groźba? - Zapytał, uśmiechając się szeroko.
- Potraktuj to lepiej... jako radę. Tak między nami, mężczyznami - Poklepałem go po plecach i wyszedłem do Studio.
Cokolwiek się stanie
Cokolwiek się stanie
- Więc... - Wzdrygnąłem się na głos mojego brata. Szybko zatrzasnąłem zeszyt.
- Więc co?
Zmrużyłem oczy. Towarzystwo mojego młodszego, wszystkowiedzącego brata nie przynosiło mi wiele radości. Choć to i tak było o wiele razy lepsze niż mieszkanie z nad ojcem i nad opiekuńczą matką. Ale to wszystko dzięki niemu, boje o zamieszkaniu wraz z bratem, trwały dość krótko.
- No wiesz... - Sam położył dłonie na brzegu kanapy i uśmiechnął się zadziornie pod nosem. - Ty i ona. Nie powiesz mi, że wy nie... No weź. Tak, między mężczyznami.
- Nie twój interes - odparłem chłodno. Szczerze? Wolałbym siedzieć tutaj ze szkolną divą niż z nim. Chłopak przysunął się, uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- Stary. Mi możesz powiedzieć - Nie dawał za wygraną. Uniosłem oczy ku sufitowi i wypuściłem zebrane powietrze. - Oj, wyrzuć z siebie swoje rozterki.
Spojrzałem na niego z politowaniem.
- Jeśli zechciałbym wyrzucać swoje gorzkie żale, byłbyś ostatnią osobą na ziemi, do której zwróciłbym się o pomoc - Parsknąwszy, założyłem ręce na kolanach.
- Oj, no nie bądź taki. Przecież to widać - Powiedział, chcąc dalej mnie przekonać.
- Jesteś tak samo uparty, jak ojciec - Odparłem.
- Może - Zaśmiał się.
- Widziałem wszystko, nie widząc tak naprawdę niczego.
- Spokojnie, bracie. Tak już mają zakochani. Byłeś zbyt wpatrzony w panienkę, by dostrzec inne rzeczy - Rzekł najwyraźniej zadowolony z siebie.
- Nie jestem zakochany. Po prostu mi się podoba i tyle. - Zaprzeczyłem i skłamałem, gotowy zdzielić go po głowie. A co mu było do tego. Pokręcił z politowaniem głową i stłumił w sobie śmiech.
- Jesteś. I to stanie się twoją zgubą.
- Wkurzasz mnie, wiesz? - Powiedziałem.
- Nie bardziej niż ty mnie, a jednak jesteśmy braćmi.
- Mówisz, jakbyśmy mieli wybór.
- Oskar - Sam wybuchnął śmiechem, odkrywając swoją prawdziwą naturę. Zdjął maskę, pod którą ukrywał się zwykły niewyżyty nastolatek. Pełen trosk, radości i młodzieńczych zapędów. - Zaczynam cię lubić, jako brata. Może powinniśmy założyć kapelę we czwórkę. Widzisz to?
- Czwórkę? - Zapytałem, podnosząc jedną brew.
- Ja, ty, i nasze dziewczyny. Hę? Co ty na to? Złota czwórka. Gwiazdy. Flesze. Popularność. Brak jakichkolwiek zmartwień.
Mimowolnie się uśmiechnąłem. Jedynym jego plusem było to, że umiał rozbawić swoim zachowaniem.
- Pięknie marzysz dziecko, ale to będzie twoją zgubą. I nim się obejrzysz, w twoich plecach będzie już tkwił nóż, bądź inne cholerstwo.
- To była groźba? - Zapytał, uśmiechając się szeroko.
- Potraktuj to lepiej... jako radę. Tak między nami, mężczyznami - Poklepałem go po plecach i wyszedłem do Studio.
SERDECZNIE ZAPRASZAMY DO SKOMENTOWANIA.
Haha! Rozdział jest mega! Jak każdy z resztą. Baaardzo mi się podoba.
OdpowiedzUsuńAwww, Otalie, tak, nie potrzebuję nic więcej! ♥
Clari! Ogarnij się i ocieplaj relację! Ogarnę ją, spoko. xD
Już to widzę, ZŁOTA CZWÓRKA! Haha, mistrzostwo Julka!
,,To wygląda tak jakby dziewczyny były naszym jedynym powodem do życia.''
OdpowiedzUsuńahahahaha, bo tak jest, dziewczyno! ;D
wiję się ze śmiechu, i nie mogę tego powstrzymać. końcówką przebiłaś wszystko. prawdę mówię.
o, człowieku! kobieto! skąd wiedziałaś?! :D skąd?! why?! omg, to piosenka Christiny, tak? jest tak samo niesamowita, jak Safe&Sound...
rozdział mi się bardzo podobał. mogę powiedzieć, iż nie masz pohamowań, no.
oczywiście to w dobrym sensie. ;)