layout by wanilijowa

11.08.2014

Panna W. | Rozdział 6

Szczera rozmowa z bliską osobą - przystankiem, na którym wysiadamy, z zatłoczonego pojazdu, by nabrać świeżego powietrza...
          Dzisiejszy dzień był nieco dziwny i... irytujący? Wróciłam do domu z nadzieją, że jutrzejszego dnia, Pablo nie zwróci mi uwagi, za to, że wymknęłam się z panem Montrose do parku. Jednak wieczór spędzony z bratem okazał się, co było dość dziwne, miłą odskocznią od codzienności i wszelakich problemów.
- To, co oglądamy? - zapytałam, kładąc popcorn przed nami.
- Nie mam pojęcia - powiedział, i wziął w garść, przekąskę. - Wybierz.
Podsunął mi wielki karton z płytami. Po chwili namysłu, zadecydowałam. Zerknęłam na okładkę filmu. Rodzinne rewolucje. To brzmiało dość ciekawie. Przytulił mnie jedną ręką, a ja wtuliłam policzek w jego pierś.
          Seans sprawił, iż cały czas się śmiałam, rozbawiona mnóstwem scen i sytuacji. Od jego wyjazdu, do teraz - nie spędzaliśmy ani jednej chwili razem, jako rodzeństwo. Kiedy byłam jeszcze mała, przy nim, nie musiałam przejmować się smutnymi rzeczami. On odganiał je, choć chyba nie zdawał sobie z tego sprawy. Był moim ratunkiem, opoką.
- To, jak się trzymają sprawy w tej... Twojej szkole? - zapytał nieoczekiwanie. Spojrzałam na niego i uświadomiła sobie, że film przestał go interesować.
- Wszystko jest... - cholernie trudne i beznadziejne? A, tak przy okazji... Potrzebuję twojego wsparcia. Za mną łazi przystojny natręt, a w szkole panuje epidemia złamanych serc. Masakra jakaś! - W porządku.
- Na pewno? - zapytał. - Bo, wiesz. Lepiej powiedz mi wszystko, sama, albo jutro pójdę do Studio i sam się wszystkiego dowiem.
          Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
- Oficjalnie. Od jutra. Zaczną się odbywać castingi - zaczął, poważnym tonem.
- Chcesz iść na casting? - żachnęłam, powstrzymując się od śmiechu.
- Nie przerywaj mi - zaoponował. - Będą odbywać się castingi na twojego przyszłego chłoptasia.
Odparł i uśmiechnął się szeroko, widząc moją zbolałą minę.
- Że co?!
- Przecież żartuję - odpowiedział, po chwili. Szturchnęłam go w ramię, a on mi zawtórował. - A, tak na serio. Co tam u Clary?
- Nie spodziewałam się, że jeszcze pamiętasz jej imię - powiedziałam. - No, wiesz. W końcu nie było cię dwa lata. A dwa lata to kupa czasu. Mniejsza z tym - ma złamane serce, bo widziała najlepszego przyjaciela, całującego się z inną. - Będzie miała rodzeństwo.
- Milutko - odparł, wzdychając głęboko.
- Co, tak wzdychasz? - parsknęłam.
- Nieważne - odparł.
           Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że pod słowem nieważne kryje się, cholernie, ważna rzecz.



- Jak się trzymasz? - zapytałam, patrząc na przyjaciółkę, która intensywnie patrzyła się w podłogę.
- Dobrze - odpowiedziała smętnie. Spojrzałam na dziewczynę i ściągnęłam brwi. Przecież, widzę, że cierpisz, że jest źle.
- Clarissa... Musisz spróbować zapomnieć.
- Tyle, że ja nie potrafię - wyznała cicho.
- Wiem, że miłość boli - ciągnęłam. - Ale chociaż powinnaś spróbować.
- A ty? - zapytała.
- Co ja? - odpowiedziałam w niemym pytaniu.
- Czemu ty nie spróbujesz zapomnieć o tym egoistycznym dupku! - no, nie! Znowu zboczyłyśmy z tematu!
- Och, Clary - powiedziałam bez przekonania. - Mówiłam, że nie lubię rozmawiać na ten temat.
- Nie rozumiem cię. Mówisz coś, doradzasz komuś, a sama się do tego nie dostosowujesz.
- Powinnaś być przygotowana na to, że jestem hipokrytką - przerwałam, a ona spojrzała na mnie z politowaniem. - W moim słowniku, miłość oznacza słabość i klucz do cierpienia.
          Mój wzrok przykuł uwagę, idących w naszą stronę - chłopaków - Oskara i Ash'a. Clarissa też spojrzała w tamtym kierunku i otworzyła szeroko oczy.
- Siemano, dziewczyny - zaczął Ash, patrząc na przyjaciółkę. Ale, co ja gadam! On wręcz pożerał ją wzrokiem!
- Cześć - powiedziała twardo, Clary. Aż, tak mocno zacisnęła dłonie, że knykcie jej zbielały.
- Czy coś się stało? - zapytał Oskar, ściągając brwi. Jednak, uśmiech nie zniknął mu z twarzy.
- Nic! Zdecydowanie nic! - prychnęła dziewczyna, spojrzała po raz ostatni na Tennanta i odchodząc, odparła cicho. - Faceci.
- Co ja takiego zrobiłem?! - skrzywił się chłopak, zrozpaczony. Złapał się za głowę i ruszył w przeciwnym kierunku.
           Zostałam sama z Oskarem. Cisza, która między nami zapanowała - była dość niezręczna. W końcu, zebrałam się na odwagę i odparłam:
- Jeszcze długa droga przed nimi. Ale zawsze wszystko może się zmienić.
- Racja - zgodził się ze mną, a jego kąciki ust powędrowały ku górze. - Jak ci idzie pisanie piosenki?
- Rewelacyjnie - powiedziałam z wyczuwalną ironią, szperając czegoś w zeszycie. Odetchnęłam głęboko, by nie zacząć uderzać głową w szafki.
Montrose parsknął śmiechem i wyparował:
- Ja mam akurat łatwo.
- Niby dlaczego?
- Bo piosenka będzie o tobie - powiedział, a poczułam, jak jego niebieskie oczy, przeszywają mnie na wskroś. - Mam pomysł - zaoponował, gwałtownie zmieniając temat.
- Jaki? - zapytałam zaciekawiona, po chwili.
- Idźmy do tego samego miejsca, co wczoraj - wyznał.
- Kiedy?
- Teraz.
- Teraz?
- Tak, teraz - odpowiedział, uśmiechając się do mnie szeroko.
- Tym razem Wam się nie uda - rozdziawiłam usta w zdziwieniu. Zza rogu wyłonił się nikt inny, jak nasz kochany nauczyciel tańca - Gregorio. No, nie. Już po nas.
          Spojrzała na chłopaka. Jednak on nadal się uśmiechał, jakby nie wiedział, że Gregorio to paskudna, kapryśna i głupia istota!
- Panno Price... Nie spodziewałem się tego po pani - zaczął, patrząc zza okularów. - A pan... To jest akurat podobne do ciebie, prawda, Montrose? - syknął. Oskar już miał coś powiedzieć, kiedy usłyszeliśmy aksamitny głos Angeles:
- Gregorio, mógłbyś dać im spokój?
- Droga Angie - zaczął. - Chyba nie wiesz o tym, że opuszczanie lekcji nie jest dozwolone.
- Och, daj spokój! - powiedziała, rozbawiona nauczycielka, na co Gregorio podniósł brew. - Czy ty, jak byłeś młody... To nie wagarowałeś? Daj zakochanym się wyszaleć!
Poczułam, jak moje policzki się rumienią. Spuściłam głowę, by włosy, choć minimalnie zasłoniły mi twarz. Nauczyciel odszedł, prychając i mówiąc coś do siebie.
- Gdyby jeszcze was męczył, przyjdźcie do mnie - puściła oczko i ruszyła w kierunku klasy.
- Oj, nie rumień się już tak - powiedział wesoło, Oskar i się uśmiechnął. Zaśmiałam się nerwowo, zatrzasnęłam szafkę, odwróciłam się napięcie i szybko uciekłam od chłopaka, zostawiając go samego.
           Zakochani. 
           To słowo, przez najbliższy czas krążyło mi po głowie, odbijając się od ścian czaszki i powodując głuche echo.



           Następnego dnia, kiedy się obudziłam, czułam się koszmarnie. Bez otworzenia oczu - zrozumiałam, że coś jest ze mną nie tak. Podobno na wiosnę i jesień, łatwo coś złapać. Czułam pulsowanie, gdzieś w okolicach lewej skroni. Moje kosmyki włosów były mokre i kleiły się do czoła, wraz z koszulką. Miałam wrażenie, że ktoś pocierał moje gardło, papierem ściernym, ledwo, co mogłam przełykać zgęstniałą ślinę. Ciężko szło mi z oddychaniem przez nos, było to wręcz niemożliwe przez katar! Powoli wstałam, bardzo niechętnie. Schodząc po schodach, zauważyłam, że świat wiruje mi przed oczami. Złapałam się kurczowo poręczy. Już kiedyś, nie raz, miałam takie problemy z równowagą.
Przycupnęłam na schodach i objęłam kolana, ramionami, próbując przerwać, targające mną, spazmy.
- Natal... - usłyszałam głos Alec'a, który patrzył na mnie swoimi wielkimi, brązowymi oczami.
- Chyba wróciła - I to ze zdwojoną siłą. Wychrapiałam na tyle głośno, na ile starczyło mi sił. Starałam się, by mój głos zabrzmiał normalnie, lecz skutki były fatalne. Myślałam, że już nigdy nie wypowiem tych słów, a jednak. Mogłam mu nie mówić. Ale głupia, zrobiłam to. Mam nadzieję, że po za nim... Nikt się o tym nie dowie. Nawet Clarissa...
          Chłopak odetchnął głęboko. Chyba wiedział, co właśnie się stało. Nic nie mówiłam. Dałam bratu czas, by w ciszy, mógł przetrawić moje słowa do swojej [jego] świadomości. Najspokojniej, jak mógł odparł:
- Leć do łóżka. W takim stanie - nie pójdziesz do Studia.
Posłusznie wykonałam polecenie. Po paru minutach, widzę go w moim pokoju.
- Jak się czujesz?
- Jak przejechana przez autobus, ale zawsze może być gorzej. Istnieją też czołgi - uśmiechnęłam się słabo z własnego, kiepskiego żartu. Chrypa i katar nie wpływa pozytywnie na moje i takie fatalne poczucie humoru. Potem dostaję garść, dziwnie, wyglądających tabletek. Swoimi kolorami, niektóre przypominały słodycze. Smakiem już niekoniecznie. Dostałam też syrop nasenny. Połknęłam parę łyżek, a następnie odpłynęłam.


[spięłam pośladki i oto szóstka. sama nie wiem. nie jestem z niego, w pełni zadowolona. długość?! długość chyba jest ok, prawda? rozdział dedykuję Wiktorii - tak po prostu ;-; i Vielet - mojemu cichemu Aniołowi Stróżowi.]

2 komentarze:

  1. Ja tam czytałam wcześniej rozdział :D
    Już powinnaś dobrze wiedzieć, co o nim myślę, ale wyrażę to jeszcze raz.
    C.U.D.O.W.N.E.
    Najbardziej podoba mi się rozmowa Otalie z Gregoriem i Angie. :3 ZAKOCHAAAAAANI ♥
    Jak ja kocham twoje rozdziały, tylko dla nich żyję. x3
    Jestem twoim Aniołem Stróżem? Oooo <3 Ty moim też, przyjaciółko. :**
    Ps: Ostrzegam, że jeżeli Natalie się nie wykuruje i nie przyjdzie na bal bosko ubrana i nie zatańczy z Oskarem, to słaby los cię spotka Aniele! ;D
    xoxo,
    Vielet ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Czesc! Tak, wiec, wiem, ze zalegam z komentarzami na waszym blogu, dlatego chcialam wszystko szybciutko nadrobic, a ze jestem aktualnie na tablecie, wybacz mi, prosze, ten brak znakow polskich. Zacznijmy od samego poczatku. Uwielbiam Rodzinne Rewolucje! Niby film od pietnastki, ale co tam, mama nie musi wiedziec. :D Uwielbiam sceny Natalie z Alecem (to sie tak odmienia?), sa przeslodkie, ale jestem ciekawa co on kryje w slowach "niewazne". Dalej, rozmowa z Clary. Chcialabym, zeby zapomniala o niemilym incydencie z Davidem oraz, zeby Nat rowniez zapomniala o nienajlepszej przeszlosci. Zgadzam sie z Vielet, mi tez najbardziej do gustu przypadla rozmowa z Angie i Gregorio. Gregor jak zwykle zajebisty (kocham go po prostu), a Angie zawsze usmiechnieta i wesola, co bardzo mi sie podoba. Wspolczuje Price, tez nie lubie chorowac ;-; Miejmy nadzieje, ze wyjdzie z tego szybko. Czekam z niecierpliwoscia na kolejny rozdzial. Karola. :)

    OdpowiedzUsuń