layout by wanilijowa

19.08.2014

Sophie Cortes | Rozdział 1

Głowa pulsowała mi od tykania zegara. Irytowało mnie, że wstałam obudziły mnie promienie słoneczne przed szóstą rano, usilnie wdrapując się na moje łóżko. Miałam wrażenie, że za wszelką cenę próbują mnie z niego wykurzyć. Najwyraźniej im zawadzałam, sen chyba też się na mnie obraził. Pomimo przewracania się z boku na bok, zasłonięcia całej głowy kołdrą i liczenia owiec, nie przyszedł. Zostawił mnie na pastwę okropnej doby. Czekały na mnie demony dnia, których bałam się bardziej niż stworów spod łóżka. Ludzie. Czekał mnie dzień wypełniony nowymi twarzami, nowymi szeptami, nowymi głosami. Nowa szkoła. Westchnęłam ciężko. Nie byłam do końca przekonana czy mam na to ochotę. Z drugiej strony... Spełniałam jedno ze swoich marzeń, a przynajmniej wyrwałam się z prywatnej szkoły. To już był milowy krok na przód. 
Otrząsnęłam się i szeroko otworzyłam oczy. Nie mogło być tak źle. Chociaż... Ale... Być może...
Nie! Po prostu nie mogło. 
Pójdę tam cała w skowronkach, będę miła dla każdej napotkanej osoby. Odbiorę swój plan od Pablo, pozwiedzam szkołę i przygotuje się na to, co mnie czeka. Nawet jeżeli przyszłość postawiłaby przede mną wygłodniałe rekiny i tak sobie poradzę. Jak zawsze, dokładnie jak tata. 

Kiedy ogarnęłam się na tyle, żeby pokazać się wśród ludzi, zeszłam na śniadanie. Nasza gosposia Sara, jak zwykle przygotowała przepyszne śniadanie. Poniewierał się stosik naleśników, bita śmietana i czekolada. Dojrzałam kilka rodzajów owoców i sok pomarańczowy. Moje wybawienie. Uśmiechnęłam się do kobiety i sięgnęłam po byle jaką szklankę. 
-Jak się spało, Aria?-Odezwała się, siekając truskawki. Była boginią, nie kucharką. 
-Dziwnie.-Odparłam ze szczerością.-Czuję, że nadchodzą wielkie zmiany. O dziwo, mam dobre przeczucia. 
-Może dlatego, że dzisiaj twój pierwszy dzień?-Choć na chwile nie oderwała się od mordowania tych pysznych owoców. 
-Może.-Zgodziłam się, jednak... Nie. Dzisiaj nie będę myśleć negatywnie. 
Poszłam do jadalni. Tej mniejszej, zwykłej, rodzinnej jadalni. Druga, która wyglądała prawie jak sala bankietowa, na szczęście była przeznaczona na  wytworniejsze uroczystości niż śniadanie. Usiadłam po prawej stronie, zdecydowanie za dużego stołu. I czekałam. Jak zwykle. Pierwsze zjawiły się dwie sprzątaczki, imienniczka kucharki Sara i Esmeralda. Usiadły obok mnie i uśmiechnęły się ciepło. Obie były sympatycznymi paniami po czterdziestce z ogromnym życiowym doświadczeniem. Sara pochodziła z Polski, uwielbiała opowiadać mi o swoim kraju, z przyjemnością słucham jej opowieści o pierogach, Krakowie i górach. Bardzo lubiła też łamać mi język, tymi skompilowanymi literami. Umiałam, ledwo, ale zawsze, powiedzieć to straszne "cześć". I parę ciekawszych słówek. Jednak nic nie złamie mojej miłości do hiszpańskiego. 
Chwile później przyszedł ogrodnik, Hector i pomocnik kuchenna Sary, Miguel. Moja pokręcona rodzinka, którą nie była, czekała na najważniejszą osobę w tym domu, mojego ojca. Cieszę się Z chęcią poskakałabym z radości, że w końcu go zobaczę. Tydzień temu pojechał na jakąś bezsensowną dla mnie podróż i dzisiaj, dzisiaj wraca. Powinien być tutaj za jakieś... Spojrzałam na zegarek, piętnaście minut. 
Serce z każdą sekundą biło mi coraz szybciej, wiedziałam, że kiedy go zobaczę wyskoczy mi z piersi. Nagle Studio wydało mi się tylko kolejną nudną szkołą. Wszystko za sprawą taty. 
Musiałam się wydawać naprawdę spokojna, zresztą każdy w tym pomieszczeniu był. Sara przynosiła ostatnie dodatki do góry naleśników i już za chwile powinien się pojawić. 
Cieszyłam się są tutaj ze mną, dodawali temu domowi wyjątkowy urok, którego tak potrzebowałam. Odkąd pamiętam zastępowali mi rodzinę. Nie łączyła nas nawet kropelka krwi, a traktowali mnie jak ukochaną siostrzenice. Niektórzy z nich pracowali tutaj jeszcze przed moimi narodzinami, znali więcej sekretów tych murów niż ja dowiem się w przeciągu następnych kilkunastu lat i wciąż tu byli, na tym samym miejscu. 
Babcia, kiedy jeszcze żyła, opowiadała mi mnóstwo historii o jej ojcu, który zbudował ten dom. Mówiła jakim był ciepłą, kochającą osobą i, że wprowadził do domu tylko jedną zasadę. Wszystkie posiłki jadamy razem, wszyscy. Mówiła o nim z taką samą radością, jaka towarzysz mi, kiedy ja opowiadam o swoim tacie.  Hector zresztą często powtarza mi, że jestem drugim wcieleniem Marii, mojej babki. 
Nie wiem czy ma racje, czy chce w jakiś dziwny, znany tylko sobie sposób mnie dowartościować.
Zaczęli rozmawiać, początkowo ani trochę się nie przysłucham. Nie było powodu, tonęłam we własnych myślach. Tonęłam to bardzo dobre określenie, bo byłam prawie na dnie. W ciemnościach. Samych ciemnościach, słysząc szum wody, coraz spokojniejszy. 
-Myślę, że skoro zdała egzaminy, to najtrudniejszy będzie pierwszy miesiąc.-Odezwała się Sara, kucharka. Uśmiechnęłam się do niej. Zawsze widziała jakieś niepozytywne pozytywy. 
-Według mnie pierwszy dzień.-Tym razem głos zabrała Esme.-Albo drugi, skoro dzisiaj idzie tylko się rozejrzeć. 
-A ja sądzę, że jeszcze trochę z domu wyrośnie nam mała gwiazda.-Nie był to nikt z naszego kręgu. Chciałabym żeby to był tata. Ale ton był bardziej rozbawiony niż on i jednak dużo młodszy. Odwróciłam się. -Diego!- I rzuciłam się na szyje swojemu wujowi. A raczej na prawą rękę mojego taty.-Co ty to robisz? Jak podróż? Bez komplikacji? Tym razem nie zgubiliście bagaży? Powiedz, że w końcu dogadali się w sprawie tego durnego kontraktu! Boże, gdzie ja mam głowę?! Gdzie jest ojczulek?-Chwyciłam go za ramiona i lekko potrząsnęłam. Śmiał się ze mnie. Zawsze to robił. Ale kiedy dotarło do niego moje ostatnie pytanie, spoważniał. I przejął pałeczkę, to znaczy, teraz on chwycił mnie. Wziął haust powietrza, otworzył usta i już wiedziałam.- Nie przyjechał, prawda?
Puścił mnie a moje nogi same zaniosły mnie na krzesło. Popatrzyłam na stół i ludzi, którzy czekali na jakąś reakcje. Jakąkolwiek. Jedyne na co miałam ochotę to krzyk. Drzeć się w nieskończoność i jeden dzień 
dłużej. Żeby usłyszał to wyjcie rozpaczy i przejął się, tym, jak po raz kolejny mnie wystawił.
Mógł przynajmniej zadzwonić, nie wysługiwać się kimś innym. 
Złapałam za naleśnika. Posmarowałam go czekoladą, posypałam truskawkami i dodałam bitej śmietany. 
Jeżeli myślał choć przez sekundę, że zniszczy mi ten dzień albo odbierze apetyt to równie dobrze może przefarbować się na blond. 
-Smacznego.-Wybełkotałam, patrząc na ich troskliwe spojrzenia. Wiedzieli, że źle to znoszę. Nie chciałam mówić tego głośno, na szczęście nie musiałam. 
-Smacznego.-Odpowiedzieli chórem, siląc się na wesoły ton. I dobrze, dzisiaj obędzie się bez łez. Żadnych. 


Wejście do szkoły mnie oczarowało. Wszyscy tańczyli, śpiewali, śmiali się. Każdy z nich był sobą i każdy był inny. Każdy robił to, co kocha i wkładał całe serce, nie zależnie od tego czy po prostu stał, czy wydobywał z siebie dźwięki z duszy. Każdy tu żył muzyką i był muzyką. Miał swoje plany, marzenia, nadzieje. Wydawało się mi, chwilowo i tylko przeleciało przez moją głowę, że też mogłabym osiągnąć każdy wyznaczony sobie cel. Ale muzyka to nie pływanie. Żeby być "kimś" trzeba tworzyć "coś". A ja potrafiłam robić tylko to, co uwielbiam. Nic ponad to, ale też nic mniej. W porównaniu z tym co działo się tutaj, a z moim drugim domem, basenem, wszystko wydawało się bardziej magiczne. Nawet krok był jakiś taki pewniejszy, szybszy, żywszy. To miejsce dodawało chęci do życia. Zdecydowanie. 
Szłam do pokoju nauczycielskiego, gdzie na pewno czekał na mnie Pablo. Wtedy wpadłam na kogoś i... Zatkało mnie. To był Shane, brat Diego. 
-Hej.-wydukałam. On wydawał się jeszcze bardziej zaskoczony niż ja. 
-Hej, co ty tu robisz?-Nie owijał w bawełnę. Cały on.
-Będę się tutaj uczyć. Ale ciebie mogę spytać o to samo. Ty nie śpiewasz. Nie tańczysz. W sumie, nie masz za dużo wspólnego z muzyką.-Okazało się, że mogę się mylić. Tylko... Ciężko było mi się do tego przekonać. 
-Nie wiesz wszystkiego, mała. 
I odszedł. Bez wyraźnego powodu. Naburmuszony jakbym powiedziała, że zabiłam jego ukochanego chomika. Wpuściłam powietrze do płuc. Nawet nie zauważyłam, że przed tego idiotę przestałam oddychać. 
Ale po chwili znów stanęło mi serce. 
-Boże, Aria, ty z kimś rozmawiałaś. Mało tego rozmawiałaś z chłopakiem.-Powiedziałam pod nosem, żeby zostało to tylko między mną a mną.

[A więc witam serdecznie wszystkich, oto taki Rozdział 1 by ja. Jest oczywiście nijaki, ale cóż. Ja i perfekcja się nie lubimy. Miło mi jednak jeżeli ktoś to przeczytał i do zobaczenia w przyszłości, mam nadzieje, nieodległej. ;) ]
Okej jedyneczka gotowa. I dzięki dziewczyny za przyjęcie do tego wspaniałego grona. :) 

5 komentarzy:

  1. Dobra, najpierw błędy, bo za chwilę zapomnę.
    1.) To jest za dobre
    2.) "Chwile później przyszedł ogrodnik, Hector i pomocnik kuchenna Sary, Miguel." - Wydaje mi się, że Miguel chcąc nie chcąc jest chłopakiem, dlatego powinien być kuchennY, nie kuchennA, albo pomoc kuchenna, jak już. Ale pierwsza opcja lepsza.
    3.) "Cieszyłam się [TUTAJ BRAKUJE MI KROPKI, PRZECINKA ALBO SŁOWA "ŻE"] są tutaj ze mną..."


    A teraz przechodząc do konkretów.
    WITAMY W NASZYM GRONIE. Cieszymy się, że jest z nami [następna/kolejna] utalentowana osoba :) I dziękujemy, że dałaś już nam coś do poczytania. :D
    Bardzo mi się ten rozdział podobał. Liczenie baranów nigdy mi nie pomagało, dlatego słuchawki w uszy i Iśta-Wio.
    Szykuje nam się kolejna miłość. Yeay.
    "Wpuściłam powietrze do płuc. Nawet nie zauważyłam, że przed tego idiotę przestałam oddychać." - To samo przeżywałam pięć dni temu *rozmarzony wdech*. Doskonale rozumiem.
    Ciekawie to napisałaś. Niby oczywiste, ale fajnie, że dodałaś takie elementy jak liczenie owiec czy miłosne "interakcje". Rozdział jest wtedy ciekawszy i tak powracasz do tych dziecięcych zabaw i spraw c:
    Współczuje jej z tym ojcem :( A wracając do tej pomocy kuchennej - UKRADŁAS MI SARĘ!!! :P

    Pozdrawiam
    XoXo ~ Sally

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Błędy to u mnie nie nowość. Mam dysleksje, więc będą się zdarzały. Tym bardziej dziękuję, że zwróciłaś na nie uwagę. A co do "kuchenna", "kuchenny", to rzeczywiście powinna być ta druga wersja. Sama nie wiem jakim cudem tego nie poprawiałam ;-;

      Dzięki za miłe powitanie. :D Również się cieszę, że dołączyłam do tak wspaniałego grona. ^^
      Mi raczej też nie. Ani koni, krów, sarenek, czy też innych zwierząt. xD
      Możliwe, strasznie lubię to imię. :P

      Ściskam, Soph. :3

      Usuń
  2. Cudo, cudo,cudo ! Oddadzą trochę talentu ? :D A tak poważnie to rozdział wspaniały, podoba mi się jak opisujesz przemyślenia swojej bohaterki, po prostu magia. Bardzo spodobała mi się twoja postać i jej spojrzenie na świat. Jestem pod wrażeniem :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow.
    Ten rozdział był naprawdę dobry, podoba mi się. Wybacz, że tak bardzo późno komentuję, ale jestem leniem nieokiełznanym, który nie napisze Ci teraz długiego komentarza, bo JEST SOBĄ (czyt.: leniem). Ekhem, ale wracając. Pokochałam Arii (może też dlatego, że kojarzy mi się z Arii ze Słodkich Kłamstewek) i nie mogę się doczekać, co jeszcze napiszesz! Kocham Cię, Soph! Jesteś mega utalentowana! ♥ Zazdroszczę, oddaj trochę talentu ;3
    Pozdrawiam i przepraszam za krótki komentarz
    Vielet ♥

    OdpowiedzUsuń